poniedziałek, 8 października 2012

odkurzanie

Jak dawno mnie tu nie było... Życie wciągnęło mnie mocno, nie było czasu na nic innego. Teraz przynajmniej wiem, że prowadzenie bloga to nie taka prosta sprawa - założyć fajnie, ale wytrwać...

W ramach przypomnienia sobie, jakie ja tu w ogóle mam hasło, wchodzę i, proszę, opisuję. Z bieżących rzeczy chciałabym odnotować, że:

1. ostatnio doceniam zupy i coraz przychylniej patrzę na polską kuchnię

Co prawda zupy-kremy, chyba nie do końca tradycyjne (u mnie w domu przynajmniej się ich zbyt często nie jadało), ale zawsze. Czy macie pojęcie jak świetnie smakuje zmiksowany kalafior i jak banalne jest przygotowanie takiego kalafiorowego kremu? No więc dopowiem - jest banalne jak zrobienie herbaty, bo ten kalafior trzeba też po prostu ugotować, a po zmiksowaniu wrzucić np. serek topiony (zawsze mam jakiś nabiał w lodówce, choć oprócz niego niewiele więcej). 

2. przede mną nowa przygoda (?), czyli puzzle

Ciemno, zimno - myślę, że czas zorganizować sobie coś, co będę robić w "porze relaksu". Nie mam telewizora, a komputera mam wieczorami już serdecznie dosyć. Niewykluczone, że kupię sobie druty i będę dłubać - dla samego dłubania, ta impreza jest zupełnie nieopłacalna - ale przypomniałam sobie, że w dzieciństwie przyjemność sprawiało mi ślęczenie z kubkiem herbaty nad pudełkiem z puzzlami. To było tak strasznie dawno temu, że może warto sobie przypomnieć. Wiem, że nie dla wszystkich taka aktywność podpada pod kategorię przygody - ale nie mogę się doczekać. Wybrałam Ravensburgera. A raczej Brueghela. Chyba niezłe wyzwanie.

To tyle.

piątek, 22 czerwca 2012

prezenty! naturalnie

Jak to miło coś dostać. No tak zupełnie za free i nieoczekiwanie. Jestem teraz skłonna stosować w życiu zasadę obdarowywania. Wszystko sprawia dużo więcej przyjemności, jeśli się to dostanie, podejrzewam, że może to być nawet zwykły batonik, ba, może nawet jakaś superpraktyczna i prozaiczna rzecz, wcale nie "przyjemnościowa", bo odpada wtedy na moment konieczność samodzielnego zabiegania o codzienne dobra, mamy bonus w takiej postaci, że ktoś inny o nas pomyślał. Ale może wystarczy tych emocji - konkrety:)
Niespodzianką obdarowała mnie fundacja Viva!, która prowadzi obecnie kampanię "Zostań wege na 30 dni". Przez owe 30 dni dostajemy newsletter, który pomaga nam rozeznać się w meandrach wegetarianizmu: są przepisy, linki, informacje o tym, jak zestawiać posiłki, żeby sobie nie zaszkodzić, a na koniec zawsze jakaś ciekawa informacja o zwierzętach (i to był mój ulubiony punkt programu).


Gratisy trafiły do mnie z konkursu dla subskrybentów. Przysiadłam nad googlem, żeby sprawdzić, co właściwie mi w ręce wpadło, no i powiem wam - bajka!

Po kolei:
1. Mydło oliwkowe z Aleppo (miejscowość w Syrii, gdzie wytwarzane jest w ten sam sposób od 2 tys. lat).
Oprócz oliwki w składzie jest olejek z wawrzynu. Mydełko ma na wierzchu bajerancką pieczęć, a na jego opakowaniu można przeczytać następujące rzeczy: posiada właściwości nawilżające, zmiękczające, antyalergiczne, przeciwzapalne i odkażające. Nie zawiera kompozycji zapachowych, barwników oraz konserwantów. Jeśli ktoś ma ochotę na dalszy research, można zajrzeć na Wizaż. Aleppo jest tam jednym z KWC.

2. Savon Noir, mydło z czarnych oliwek i oleju oliwnego, tym razem z Maroka. "Usuwa martwe komórki i toksyny ze skóry pozostawiając ją lekką i elastyczną". Ma konsystencję pasty i specyficzny zapach (ale może to jak z lekami, te najlepsze są najczęściej najmniej przyjemne w obcowaniu). Opis na stronie producenta jest jak baśń z krainy tysiąca i jednej nocy, podobny można znaleźć na Wizażu, razem z entuzjastycznymi opiniami uzytkowniczek. Najbardziej ciekawi mnie wątek działania pasty-mydła na skórę ze skłonnością do trądziku, bo problem i mnie dotyczy.

3. Balsam do ciała Jabłko i Rabarbar. "Dostarcza skórze ogromnej dawki witamin i antyoksydantów, wspierając ją w walce z zanieczyszczeniami cywilizacyjnymi". Ładnie pachnie;)

A propos mydeł, dowiedziałam się ostatnio, że ktoś w moim otoczeniu robi je sobie sam, np. z dodatkiem kawy. Proces nie jest chyba jakoś mocno skomplikowany, trzeba będzie temat zgłębić i rozblogować:)

wtorek, 12 czerwca 2012

zioła, zioła, zioła - relacja z plantacji

Wbrew obawom moich sceptycznie nastawionych znajomych, że w mieście, w bloku i w doniczce i tak nic nie urośnie, obwieszczam sukces! Bazylia, jak widać, dominuje ilościowo, pietruszka zachwyca głębią koloru i coraz częściej staje się przedmiotem zazdrości (dobrze, dobrze, może zachęcę kogoś do założenia podobnej uprawy:), ale największą niespodzianką okazało się oregano: rośnie sobie bujnie i odurza zapachem.
Przypomnijcie sobie, ile kosztuje torebka nasion (której i tak nie wykorzystuje się w całości), i zastanówcie się, czy nie warto spróbować. Może i Wam jakieś ziółko wyrośnie:)

sobota, 9 czerwca 2012

Inspiracyjnie #01: Jane Fonda

Czerwcowy długi weekend spędziłam w towarzystwie Jane Fondy. Jej niemal sześciuset stronicową autobiografię Moje życie... przygarnęłam jakiś czas temu z pobliskiego Carrefoura (za jedyne 14,99 zł) i w końcu znalazła się okazja, żeby się nad nią pochylić. Jeśli kiedyś również wpadnie wam w oko, bierzcie bez zastanawiania, bo rzadko się zdarzają książki do tego stopnia szczere i pisane w zupełnie innym celu niż autopromocja.
W ramach przedłużenia doświadczenia z Jane podłączyłam się do You Tube'a i przynoszę stamtąd małą modową inspirację: sukienkę z uroczystości wręczania Oscarów z 1979 roku, na której triumfował jej film Powrót do domu, stanowiący rozliczenie z wojną w Wietnamie. Sukienka - bardzo a propos - łączy hipisowski luz z wieczorowym blaskiem. Look:) dopełnia kaskada włosów a la Farah Fawcett. Zresztą - wszystko jest na kamerze;)
Jane Fonda i Oscar, 1979
(niestety trzeba będzie klikać dwa razy - oglądanie na stronach wyłączone)

niedziela, 27 maja 2012

codzienne olśnienia

aparat fotograficzny może się przydać w najmniej oczekiwanym momencie. ostatnio przekonałam się, że nawet z rana w drodze do sklepu po bułki. codzienność non-stop przynosi ciekawe połączenia kolorów, faktur, które tylko zbierać - leżą na ulicy. coraz częściej przyszpilam więc różne rzeczy, które zwróciły moją uwagę, i odhaczam je sobie w pamięci (karty foto.), bo też najczęściej są to sytuacje niepowtarzalne: jeśli się czegoś nie uchwyci tu i teraz, moment mija. jutro światło może już padać inaczej:)

czwartek, 24 maja 2012

w czerwieni

 
Na początek opowieść:
Koral obdarza osobę noszącą go mądrością i skromnością. Redukuje lęki, stresy i sprzyja stabilnemu życiu rodzinnemu. Eliminuje zbytnią nerwowość, panikę i tendencje samobójcze. Koral wzmaga witalność, odwagę i sprzyja urzeczywistnianiu zamierzeń. Jest także pomocny przy rozwijaniu zdolności dyplomatycznych.
Ma działanie wyciszające zbyt rozbudzone emocje, działa harmonizująco i zapobiega zmęczeniu. Korale poświęcano bogini Wenus, gdyż miały pobudzać uczucie miłości, zapewniając jednocześnie spokój i równowagę. Koral rozwija intuicję i wyobraźnię, sprzyja wizualizacji. Ma działanie ochronne - strzeże przed złymi energiami.
(Przepisałam z: http://www.jubiler.pl/webpage/moc-kamieni-koral.html).
 
Poszukałam z ciekawości po tym, jak już przyszłam z tym koralem do domu. Brzmi fajnie, choć aż zadziwiająco dużo rzeczy może zrobić jeden kamyk:) A, no i tytułem wyjaśnienia: oto pierwsze kolczyki, jakie w życiu zrobiłam (koral to to z lewej;).

Nie wiem, czy też tak macie, że idziecie na zakupy, a tam coś niby się podoba, ale tę dwudziestą klamrę od torebki to już by się z chęcią oderwało, albo sukienka fajna - byłaby, gdyby przerobić górę i dać inne ramiączka, albo w ogóle inna bajka - coś jest skończenie piękne i doskonałe, ale tak drogie, że aż niemoralnie byłoby wydać na to kasę, nawet jeśliby się ją miało;)

Moje "ładne" często oznacza "proste". Czasem lubię "za dużo", ale to już bardziej na zasadzie zabawy, zabawy w "a właśnie, że chcę wyglądać trochę niemodnie, inaczej", zabawy kiczem, do którego mam mocno rozbudowaną słabość. W związku albo i bez związku z tym wszystkim postanowiłam odwrócić się trochę od "głównego nurtu odzieżowego" i spróbować trochę inaczej pokombinować ze strojem, ale nie tylko - ze wszystkim, co jakoś tam urządza nam życie. Zacząć kombinować - będzie gra słowna, a jakże - "na własną rękę". 

...Witam:) Sama jestem ciekawa, czy i jak to moje poletko się rozrośnie.