W ramach przypomnienia sobie, jakie ja tu w ogóle mam hasło, wchodzę i, proszę, opisuję. Z bieżących rzeczy chciałabym odnotować, że:
1. ostatnio doceniam zupy i coraz przychylniej patrzę na polską kuchnię
Co prawda zupy-kremy, chyba nie do końca tradycyjne (u mnie w domu przynajmniej się ich zbyt często nie jadało), ale zawsze. Czy macie pojęcie jak świetnie smakuje zmiksowany kalafior i jak banalne jest przygotowanie takiego kalafiorowego kremu? No więc dopowiem - jest banalne jak zrobienie herbaty, bo ten kalafior trzeba też po prostu ugotować, a po zmiksowaniu wrzucić np. serek topiony (zawsze mam jakiś nabiał w lodówce, choć oprócz niego niewiele więcej).
2. przede mną nowa przygoda (?), czyli puzzle
Ciemno, zimno - myślę, że czas zorganizować sobie coś, co będę robić w "porze relaksu". Nie mam telewizora, a komputera mam wieczorami już serdecznie dosyć. Niewykluczone, że kupię sobie druty i będę dłubać - dla samego dłubania, ta impreza jest zupełnie nieopłacalna - ale przypomniałam sobie, że w dzieciństwie przyjemność sprawiało mi ślęczenie z kubkiem herbaty nad pudełkiem z puzzlami. To było tak strasznie dawno temu, że może warto sobie przypomnieć. Wiem, że nie dla wszystkich taka aktywność podpada pod kategorię przygody - ale nie mogę się doczekać. Wybrałam Ravensburgera. A raczej Brueghela. Chyba niezłe wyzwanie.
To tyle.